Polska remisuje z Holandią. Polscy piłkarze znów zaskoczyli
Przyznaj się. Nie wierzyłeś, że oni mogą to zrobić. Dodatkowo po informacji, że nie zagra Lewandowski w Twojej głowie pojawiła się myśl, że może być większy blamaż niż z Belgią. Tymczasem polscy piłkarze w Rotterdamie znów zaskoczyli. Tym razem na plus.
W analizach przedmeczowych eksperci przekonywali, że nasi obrońcy skutecznie zamkną holenderskie „skrzydła”. Nie dość, że zamknęli, to Cash z Zalewskim napędzali ataki biało-czerwonych. W 18. minucie ich dwójkowa akcja zakończyła się niespodziewanym golem. Zalewski przerzucił piłkę ze swojej lewej strony boiska na przeciwległą do Matty’ego Casha, a ten strzałem w długi róg otworzył wynik spotkania.
Wydarłem się, bo moje zdziwienie było równie wielkie jak przeważających na trybunach w Rotterdamie kibiców holenderskich. Miało być lanie, a to my dyktujemy warunki gry! Podobnie jak na trybunach. Kilka tysięcy naszych rodaków wygrywało w bitwie na okrzyki z miejscowymi kibicami. „Gramy u siebie” niosło się po stadionie nie jeden raz.
O dziwo, po stracie gola Holendrzy nas nie stłamsili. Oczywiście przeważali, ale nie były to akcje, które siały popłoch w dobrze zorganizowanej polskiej obronie. W tym miejscu trzeba odnotować kolejną żółtą kartkę Grzegorza Krychowiaka. Grający z mocno podbitym okiem pomocnik wpisał się niemal w tradycję swoich występów w kadrze. Przytemperował ofensywne zapędy Frenkiego de Jonga, ale sędzia utemperował także jego.
Pierwsza połowa kończy się bajkowo. W tegorocznej Lidze Narodów do przerwy jeszcze nie prowadziliśmy. Z Walią i Belgią były remisy. Po przerwie bajka trwałą jednak nadal. W 49. minucie spotkania nasze trio Piątek-Frankowski-Zieliński rozklepało obronę Holandii po mistrzowsku. Piątek na środku boiska cudownie przerzucił piłkę nad obrońcami, do której sprintem ruszył Frankowski. Razem z nim pobiegł Zieliński. We dwóch wyszli na osamotnionego bramkarza. Frankowski wyłożył piłkę i Zieliński strzelił do pustej bramki. SZOK I NIEDOWIERZANIE! Moja żona już powoli przysypiała. Rozbudziły się dzieci. Polska prowadzi z Holandią 2:0.
Poprawiłem poduszkę w fotelu i posłałem dziecko po paluszki do kuchni. Będzie meczycho!
Nim wyszedł było już jednak 2:1. Holendrzy szybko odpowiedzieli golem w kolejnej akcji. Dośrodkowanie w pole karne i niepilnowany Klaassen dokłada nogę.
Młody nie chciał iść po paluszki, żeby nie przegapić kolejnej bramki. Mimo zaledwie 9 lat już czuje tę grę. Ten specyficzny moment, gdy na boisku czas przyspiesza i gole sypią się jak z rogu obfitości. Doskonale pamiętał, co zrobił Real w dwumeczu z Manchesterem City. Wahał się, ale poszedł. Wrócił na kolejnego gola. Zanim sędziowie sprawdzili sobie VAR, zdążyliśmy zjeść pół paczki. Niestety Cash cofnął prawą nogę i to jego noga była w chwili podania bliżej naszej bramki niż Bergwijn. Piłkę odegrał jeszcze Depay do Dumpfriesa, który po rykoszecie pokonał Skorupskiego.
No tak. Wszystko wróciło do normy. Przemknęła także myśl, że zaraz Holendrzy zrobią z nami to samo co Belgowie. Tak to wyglądało. W trzy minuty mecz obrócił się o 180 stopni.
Ale do 90. minuty nie było źle. Broniliśmy się dzielnie, czasami wyszliśmy z własnej połowy. W owej 90. znów w akcji był VAR. Holendrzy strzelali na nasza bramkę. Skorupski pięknie obronił, ale, jak się okazało na powtórkach, Cash dotknął piłkę ręką. Karny.
Na szczęście do piłki podszedł Depay. On nie ma w takich sytuacjach nerwów ze stali jak Robert Lewandowski. Strzelił w słupek. Polskie trybuny ryknęły z radości. Był nawet nieparlamentarny okrzyk słyszany od Lizbony po Stambuł. Uff! Nie przegraliśmy tego 🙂
Chwilę po zakończeniu meczu lud pracujący miast i wsi ruszył do internetu po bilety na kolejny mecz. Ostatni już w tym miesiącu – rewanż z Belgią we wtorek, 14. czerwca. Jeśli Ty też ruszasz, to za wiele opcji już nie masz. W sprzedaży oficjalnej na stronie laczynaspilka.pl już ich nie ma. Szukaj na forach internetowych oraz grupach FB. Tylko pamiętaj, że ich nominalna cena wynosi 120-180-240 zł. Jeśli już jesteś zdeterminowany, to przynajmniej nie przepłać za dużo.
Do następnego meczu 🙂