Relacje

Miting Diamentowej Ligi w Chorzowie: Co mnie urzekło na Stadionie Śląskim?

Długą drogę przeszedł przez 14 lat Memoriał Kamili Skolimowskiej. Od małej imprezy na rozlatującym się stadionie Skry Warszawa z tylko dwoma konkurencjami (rzut młotem mężczyzn i kobiet) do mitingu wchodzącego w skład Diamentowej Ligi. Ten ostatni, sprzed kilku dni, według szczegółowej punktacji World Athletics okazał się najlepszym „niefinałowym” mityngiem tego prestiżowego cyklu od pięciu lat. Byłem. Widziałem. Długo będę to wydarzenie wspominał. Co mnie urzekło?

Gdy wyszedłem na miasto, od razu wiedziałem, gdzie jestem i po co przyjechałem.

W porównaniu do innych imprez, chociażby zakończonych niedawno Igrzysk Europejskich, w Katowicach widać było, że „pod nosem” będzie duże wydarzenie. Zapowiadała to reklama na wielkim wyświetlaczu na budynku dworca kolejowego. Nie sposób było nie widzieć wielkiego banneru na Rynku oraz pomniejszych przy drodze w stronę Chorzowa. Z plakatów uśmiechała się do mnie przede wszystkim Natalia Kaczmarek, szybkonoga i piękna sprinterka na 400 m oraz sama Kamila Skolimowska.

Miejscowi wiedzieli, że na Stadionie Śląskim będą gwiazdy światowej lekkoatletyki. Nawet jadący do Parku Śląskiego w niedzielne popołudnie mieszkańcy miasta mówili w tramwaju, że „będzie tam ludzi od pieruna”.

Kibice nieśli po rekordy

Wyruszając w podróż do Chorzowa, sądziłem, że ponad 50-tysięczny stadion się prawie zapełni. Ostatecznie wypełnił się w połowie. Organizatorzy podali, że przyszło 25 tysięcy kibiców. Była tu już wyższa frekwencja. Dwa lata temu pogoda była równie piękna, obsada znamienita, a wstęp był… bezpłatny. W tym roku po raz pierwszy wprowadzono bilety. Ja się nie zawahałem. Kilkadziesiąt tysięcy innych kibiców też nie. To spory sukces, tym bardziej, że wielu przyjechało spoza Katowic i aglomeracji. Po imprezie wsiadłem z kolegą do tramwaju linii „0”, który zawiózł nas pod sam dworzec. Prawie cały tramwaj wysiadł tam razem z nami i udał się na dworzec.

Dlatego lekkie rozczarowanie szybko minęło. Kibice energetycznie reagowali na wydarzenia na bieżni, skoczniach oraz rzutniach. Główną część zawodów, telewizyjną, otworzył bieg na 400 metrów kobiet z udziałem Natalii Kaczmarek. Stadion przed startem zamarł w ciszy, by tuż po strzale startera wybuchnąć głośnym dopingiem. Gdy Natalia wbiegała na ostatnią prostą wszyscy wstali z podekscytowania z miejsc, a po zwycięstwie rzucili się sobie w ramiona lub przybijali piątki.

Tak samo był w biegu Ewy Swobody na 100 metrów. W tym przypadku zagrzewanie do walki z najszybszymi kobietami świata było nawet przy wejściu na stadion. Ona też to odczuła. Odwzajemniła doping uśmiechem w stronę trybuny, na której siedziałem. Po biegu przyznała, że kibice ją ponieśli.

Ale nie tylko nasi mogli liczyć na wsparcie. Głośne oklaski poniosły Yulimar Rojas w trójskoku poza granicę 15 metrów; Mutaza Essa Barshima na fantastyczny skok na wysokości 2,36; Armanda Duplantisa na 6,01 w skoku o tyczce.

Poziom sportowy sięgał szczytów Himalajów

Cztery najlepsze wyniki w tym roku na świecie, trzy rekordy kontynentów i 14 nowych rekordów imprezy. Gdzie nie spojrzałem, tam na tablicy świeciły się literki MR.

Jedynym problemem była mnogość jednoczesnych wydarzeń. Musiałem cały czas być czujny i skoncentrowany, by nic ważnego nie umknęło mojej uwagi. Kolega Radek musiał kilka razy szturchnąć mnie ramieniem, bo patrzyłem akurat nie tam, gdzie ktoś wykonywał udaną próbę. Apogeum były kulminacyjne części skoku wzwyż i skoku o tyczce. W tym samym momencie Mutaz Essa Barshim próbował skoczyć 2,34, a Armand Duplantis pokonać poprzeczkę na wysokości 6,01. Zaczęli biec w tym samym momencie na dwóch przeciwległych końcach stadionu. To nie fair! Na którego mam patrzeć?! – pomyślałem. Na szczęście Barshim miał bliżej i zakończył próbę przed ostateczną fazą skoku Duplantisa. Uff! Siedziałem na środku, więc szybkim ruchem szyi przeniosłem wzrok z jednego na drugiego. Szwed zaliczył tę wysokość, Katarczyk zaś po dwóch nieudanych próbach przeniósł trzecią na 2,36m. Tę wysokość pokonał jako jedyny i wygrał ten stojący na wysokim poziomie konkurs.

W tym miejscu jedna uwaga do organizatorów. Na trybunie górnej wzdłuż ostatniej prostej spiker był całkowicie niezrozumiały. Z głośników wydobywał się bełkot, który wprowadzał tylko dezorientację. Wiedzieliśmy, że krzyczy o jakimś ważnej próbie w skoku lub rzucie, ale nie rozumieliśmy, o co chodzi. Ułatwiłoby to śledzenie wydarzeń na stadionie i z pewnością ich pełniejsze przeżywanie.

Tę niedogodność wynagrodzili sportowcy. Natalia Kaczmarek pobiegła tylko 0,2 sekundy poniżej rekordu Polski. Ewie Swobodzie zabrakło jeszcze mniej – jednej setnej. Jacoba Ingebritsena trzech pacemakerów (tzw. zająców) wyprowadziło na rekord Europy na 1500 metrów, a Haruka Kitaguchi rzuciła oszczepem aż 67 metrów.

Za rok będę na Memoriale obowiązkowo. Sądzę, że razem pokonamy granicę 25 tysięcy z dużym naddatkiem.

Podziel się