Mistrzostwa elity w hokeju. Jak Polacy narobili strachu Łotyszom

To, że będę w Ostrawie, wiedziałem od roku, czyli od momentu gdy polscy hokeiści pokonali w Nottingham Włochów i zapewnili sobie po 22 latach powrót do mistrzostw świata elity w hokeju na lodzie. Idealnie dla kibiców złożyło się, że powrót nastąpił w czeskiej Ostrawie, godzinę jazdy od Katowic.
Jeśli byłaś lub byłeś kiedyś na meczu hokeja, to wiesz, że tam nie ma nudy. Nie ma słynnej w piłce nożnej arytmii gry. Tam krążek ślizga się (czasami lata) spod jednej bramki pod drugą z prędkością ferrari na torze Imola. Za nim szaleńczo ściga się dziesięciu ludzi. Często brutalnie. Tak powiedzą hokejowi nowicjusze, przyzwyczajeni do restrykcyjnych przepisów piłki nożnej. Na lodowisku nie ma miękkiej gry. W trakcie każdej tercji gra jest przerywana (tzw. power break), by wyczyścić m.in. szyby z nieczystości pozostawionych przez przybitych z impetem do nich zawodników.
Oglądając hokeja na lodzie na żywo czujesz tę prędkość hokeistów w pogoni za krążkiem. Podobne podekscytowanie miałem na welodromie w Pruszkowie podczas mistrzostw świata w kolarstwie torowym. Oglądać wyścig w telewizji to jedno, ale poczuć energię tego wyścigu i szum kół na drewnianym torze, to drugie. O wiele lepsze. Tak samo w hokeju. Widzieć, jak ganiają za krążkiem, to jedno, ale poczuć zbliżający się trzask zderzenia z bandą, to drugie. Niezapomniane.
Pierwszy mecz na mistrzostwach to także czysta karta, zarówno dla zawodników, jak i kibiców. Nie ma wielkich oczekiwań. Tym bardziej po 22 latach. Liczy się tylko, że tu jesteśmy. Oni, tam na lodowisku, my, tu na trybunach. Nawet jeśli za dwa tygodnie znów spadną do niższej ligi, co wielu polskich kibiców bierze za duże prawdopodobieństwo, to podczas pierwszego meczu o tym nie myślisz. Pijesz piwo w ogródku przed halą i cieszysz się chwilą z nieznajomymi z innych części Twojego kraju, przy okazji przekrzykując kibiców rywali, którzy ćwiczą przyśpiewki do meczu.
Mecz
Przeciwnik jest zdecydowanym faworytem. Łotysze rok temu zdobyli brązowy medal. Na rozgrzewce uśmiechnięci i wyluzowani. Tak jak ich kibice pewni wartości sportowej swojej drużyny. Od razu agresywnie atakują. Zarówno ci na lodowisku jak i na trybunach. Ci drudzy są świetnie zorganizowani. Mają swoich liderów z bębnami, są w zwartej grupie, co powoduje, że choć mniej liczni od Polaków, są głośniejsi.
Jednak to my pierwsi mamy powód do radości. Nasza drużyna jako pierwsza strzela gola. Siedziałem w sektorze przy bandzie na wprost bramki. Widziałem krążek w bramce! Sędzia dopatrzył się jakiegoś przewinienia. Chwila konsternacji, przedłużyła się w kilka minut, bo trzeba było całą akcję przejrzeć na wideo. O 16:48, w sobotę 11 maja 2024 roku, sędzia wyjechał na środek i przez mikrofon ogłosił:
Goal for Poland.
Ostravar Arena wybuchła gromkim JEEEEEEEEEEEST!!! Ludzie przybijali sobie piątki, wpadali sobie w ramiona. Cieszyli się dziecięcą radością. Polska strzeliła gola.
Dobry nastrój nie opuścił nas do końca tercji. Łotysze, mimo usilnych starań, nie pokonali polskiego, naturalizowanego, bramkarza Johna „Murarza” Murraya.
Podczas przerwy trybuny się wyludniają. Organizm musi pozbyć się nadmiaru płynów, które potem trzeba znów uzupełnić, stojąc w dłuuuuuuugich kolejkach. Teraz rozumiem, dlaczego przerwa pomiędzy tercjami (każda ma 20 minut) trwa aż 15 minut.
Już na początku drugiej tercji rykiem obwieścili swoją radość Łotysze. Wyrównali. 6 minut później znów milkną, a my się cieszymy. Prawdziwy rollercoaster. Lecz nam w to graj! Rywale szybko jednak wracają do swojego rytmu. Na trybunach rządzą. My próbujemy nawiązać walkę, ale dziś nie będziemy husarią. Nie przebijemy się głosowo przez nich. Po dwóch tercjach, to jednak my idziemy do toalety w lepszych nastrojach.
Trzecia część gry zaczyna się tak jak druga, od wiwatu łotewskiego sektora hali. I tak jak poprzednio, szybko rzedną im miny. Odwracamy się triumfalnie do nich. Nie widzą naszych szczerzących się twarzy. Z niedowierzaniem patrzą na lodowisko. Nie tak to miało być. U nas też niedowierzanie. Ale co tam!
Chwilo trwaj!
Ta chwila trwała 4,5 minuty czasu gry, zanim Kaspars Daugavins znów nie wyrównał. Później na powtórkach zobaczyłem, jak slalomem minąłem trzech naszych reprezentantów. Kandydat na gola mistrzostw. Dwie minuty później gola dołożył Bukarts i Łotysze świętowali. Byli pewni zwycięstwa. My godziliśmy się z porażką.
Nie pogodził się jednak Mateusz Bryk. Na 3,5 minuty przed końcem strzelił spod niebieskiej linii (około 18 metrów). Krążek wpadł do bramki! Szok i niedowierzanie! Dzika radość starych i młodych! Polska strzeliła cztery gole medalistom mistrzostw świata! Najważniejsze jednak doprowadzić ten wynik do końca. Nikt nie myśli o strzeleniu kolejnego gola. Trzeba przetrwać, bo remis to przynajmniej jeden punkt do tabeli. A dla takiego hokejowego kopciuszka jak Polska, każdy punkt jest na wagę złota. Odliczamy więc sekundy do końca meczu i cieszymy się, jakbyśmy już wygrali.
To jednak nie koniec. W hokeju musi być zwycięzca. Jest więc dogrywka. Kto strzeli gola, ten wygrywa i dostaje dwa punkty. Żeby gra była bardziej otwarta, z lodowiska zjeżdża po dwóch zawodników z każdej drużyny. W grze bierze udział trzech, zamiast pięciu, graczy z pola.
W tej rozgrywce górę bierze mistrzowskie doświadczenie. Daugavins mija obrońcę i strzela obok Murraya. Skoro przy pierwszej polskiej bramce hala wybuchła, to teraz odleciała. Świdrujący dźwięk łotewskiej glorii mam w uszach do dziś. My niestety zostaliśmy na ziemi. Moje ręce bezwładnie opadły. Czułem ciężar na barkach. Stałem w bezruchu i nie wierzyłem, że
to piękne popołudnie w szarej, górniczo-hutniczej Ostrawie się kończy.
Przy pisuarach zupełnie inne nastroje. Bordowi Łotysze z uśmiechem, podśpiewują. Za chwilę pójdą w miasto i opanują lokalne bary. Będą pić czeskie piwo z nalewaka i śpiewać swoje łotewskie przyśpiewki. Biało-czerwoni natomiast przemykają do wyjścia szybko i po cichu.
Chcę jeszcze kupić krążek na pamiątkę. Ale już mi nie sprzedadzą. Kasy zablokowane. Już mnie tu nie chcą. Czas na kolejne widowisko. W drzwiach już tłoczą się Niemcy na mecz swoich hokeistów z Amerykanami.
Wracam do domu. Szczęśliwy. To było piękne wydarzenie. Pełne pozytywnych emocji i nowych kibicowskich doświadczeń. Na hokeja na pewno ponownie przyjadę.